Dnia 15 stycznia z żalem pożegnaliśmy naszego wychowawcę Pana Zbigniewa Jastrzębia, który odszedł po ciężkiej chorobie. Zmarł w wieku 56 lat.
Walka z samotnością
Dokładnie sześć lat temu, przekraczając próg mojej dotychczasowej szkoły, nie wierzyłam w siebie oraz nie sądziłam, że spotkam tak życzliwych, dobrych i bliskich mi ludzi w nowym etapie mojego życia. Jedną z takich osób był pan Zbigniew Jastrząb. To właśnie on dodawał mi sił i pogody ducha, kiedy nosiłam w sobie ból i tęsknotę za najbliższą osobą. Był zawsze uśmiechnięty, pełen optymizmu i nadziei, przekazując przy tym mnie i innym wychowankom dobrą energię. Pamiętam ten dzień, kiedy gubiąc się po korytarzu, spostrzegłam pana Zbyszka wychodzącego po schodach, który spojrzał na mnie oczywiście z uśmiechem i po chwili zauważając mój zamęt, powoli i spokojnie wprowadził mnie w tajniki funkcjonowania internatu. Pokazywał mi najciekawsze zakamarki, a kiedy zaczęliśmy naszą wędrówkę, nie wiedziałam, jak zacząć jakąkolwiek rozmowę. Po chwili milczenia on odezwał się pytając: „A jak Ci się tu podoba?” Po paru minutach zastanowienia i lekkiej konsternacji odpowiedziałam: „Nawet całkiem dobrze”, a on tylko lekko się uśmiechnął, wyczuwając mój smutek, po czym kontynuował naszą „wycieczkę”. Wraz z nastaniem kolejnych dni był coraz bliższy mojemu sercu i coraz bardziej dawał mi przykład poprzez swoją uprzejmość, skromność oraz dobroć. Najbardziej zachwycała mnie jego cierpliwość i pasja do wykonywanej pracy, a także ogromna sympatia i szacunek do podopiecznych. Żarty, które nam opowiadał, były w stanie rozśmieszyć każdego nawet tego najbardziej zasmuconego. Szedł do nas z misją – zawsze wyciągał pomocną dłoń. Jego empatia i zrozumienie za każdym razem podtrzymywały mnie na duchu, kierując moje życie na właściwy tor. Obserwując go każdego dnia, wyciągałam nowe wnioski, zmieniając i kształtując swoją osobowość … Jednak nadszedł moment, kiedy nad jego życiem zawisły czarne chmury… Dowiedziałam się o jego ciężkiej walce z chorobą i nie mogłam zrozumieć, dlaczego właśnie jego spotkał taki, a nie inny los. Kiedy przebywał na zwolnieniu lekarskim, bezustannie o nim myślałam, szukając bezskutecznie pocieszenia. Po jakimś czasie stan zdrowia pana Zbyszka poprawił się, a ja nie posiadając się z radości, z optymizmem patrzyłam w przyszłość. Nadeszły znów cudowne chwile, jednak i to nie trwało długo. Zaatakował kryzys, byłam wtedy ogromnie smutna, ale patrząc na jego wewnętrzną siłę i motywację, starałam się iść za jego przykładem. Miał bardzo duży wkład w moje podejście do życia. Był bardzo dobrym, szanowanym wychowawcą, ale także wspaniałomyślnym i wyrozumiałym człowiekiem z bogatym wnętrzem… Kochany Panie Zbyszku – Pan był, jest i będzie dla mnie bardzo ważną i bliską osobą, ponieważ nauczył mnie Pan, że nigdy nie wolno się poddać, że trzeba walczyć do samego końca i zawsze iść naprzód swoją drogą, bez względu na to, co przyniesie nam los…. Wierzę, że będziemy kiedyś, w tym lepszym świecie,wspominać stare, dobre czasy… dziękuję za wszystko!
Jest Pan a zawsze w mojej pamięci i sercu…
Adrianna Kacińska
Adam Jakubowski
Pięć lat temu, gdy byłem w III klasie gimnazjum, Pan Jastrząb został moim wychowawcą w grupach wychowawczych. Pamiętam go jako spokojnego, dobrego człowieka. Zawsze można było się z nim dogadać, był niezwykle wyrozumiały, zawsze stał po stronie swojego wychowanka, traktował nas niemal po partnersku. Zawsze miał dobry humor, lubił opowiadać nam śmieszne anegdoty. Gdy tylko go o to poprosiliśmy, pomagał w nauce języka polskiego. Wiem, że lubił sport, był zawziętym kibicem. Ja kilka razy wraz z chłopakami z naszej grupy wychowawczej jeździłem z nim na zawody w piłce ręcznej do Kielc. To dopiero były emocje! Gdy dopadło mnie zatrucie pokarmowe w internacie, troskliwie się mą opiekował, przynosił leki, przejmował się moim stanem zdrowia, radził, jaką dietę powinienem zastosować. Bardzo rzadko podnosił głos – tylko wtedy, gdy rzeczywiście ktoś go prowokował swoim zachowaniem. Lubił żartować, rozmawiać z wychowankami. Według mnie to był jeden z najlepszych wychowawców, jakich kiedykolwiek znałem. Jak budził nas na pobudce, mówił zawsze często jakieś śmieszne teksty, które sprawiały, że nie chciało się już spać. Gdy przyjechałem do Ośrodka, pan Jastrząb pojechał ze mną do miasta do sklepu, żeby pomóc mi kupić potrzebne rzeczy: czajnik bezprzewodowy, sznur do suszenia bielizny itp. Doradzał mi, co wybrać, był bardzo troskliwy. Do dziś, gdy go wspominam, widzę Jego wysoką, lekko pochyloną postać, ciemne włosy i ciepły uśmiech. Bardzo przeżyłem Jego śmierć i pogrzeb…
Bartek Lasota
Pamiętam, że jak pytaliśmy Go, co dziś na obiad, czy na kolację? – Pan Jastrząb wymyślał nasze ulubione albo jakieś wykwintne potrawy typu: kebab, pizza, sałatka grecka, homar w sosie własnym itp., co wzmagało produkcję soku żołądkowego i po kolacji musieliśmy sobie jeszcze coś dodatkowo zamówić…
Sebastian Łapaj
Był zawziętym kibicem Vive Tauron Kielce i Korony Kielce, lubił rozmawiać o sporcie. Pamiętam Go jako miłego, uśmiechniętego wychowawcę, pamiętam Jego śpiew karaoke podczas imprez w naszym Ośrodku – miał piękny głos…
Michał Fortuna
Jestem w internacie od kilku lat i w tym czasie Pan Jastrząb nigdy mi nie odmówił, gdy
Go o coś prosiłem. Zawsze chodził z nami na siłownię, boisko, salę gimnastyczną. Nigdy nie krzyczał, zamiast tego kilka razy powtarzał swoje polecenie czy prośbę. Miał wśród nas autorytet – lubiliśmy Go i nie chcieliśmy, aby się denerwował. A on sam był wobec nas bardzo cierpliwy.
Adam Konior
Był moim wychowawcą przez kilka lat. Zawsze ćwiczył z nami na siłowni, doradzał, jaki zestaw ćwiczeń wykonywać, aby zwiększyć masę mięśniową. Pomógł mi w trudnej sytuacji, doradził, jak się mam zachować, za co zawsze będę Mu wdzięczny…
Opracowanie: Redakcja koła dziennikarskiego „Z Górki”