15 marca w wieku 76 lat zmarł Wojciech Młynarski poeta, reżyser i wykonawca piosenki autorskiej, satyryk, artysta kabaretowy, autor tekstów piosenek i librett. W tym roku mija 55 rocznica Jego pracy artystycznej.
Mieliśmy szczęście poznać pana Wojciecha Młynarskiego osobiście, ponieważ w 2012 roku na wiosnę był gościem i przewodniczącym jury IV Wojewódzkiego Turnieju Piosenki Satyrycznej i Lirycznej. Przed wyjazdem do Warszawy Artysta zdążył jeszcze udzielić przedstawicielkom niepełnosprawnej młodzieży Ośrodka wywiadu, który prezentujemy poniżej.
TEMPERAMENT SATYRYCZNY
Gościł Pan na Turnieju Piosenki Satyrycznej i Lirycznej, który zorganizował nasz Ośrodek Szkolno-Wychowawczy dla Niepełnosprawnych Ruchowo w Busku-Zdroju na 50-lecie Pana pracy artystycznej. Jak Pan wspomina źródła, początki swojej późniejszej kariery?
Wojciech Młynarski: Jeszcze będąc w liceum, miałem wspaniałą panią polonistkę, która prowadziła razem z nami kółko polonistyczne, gdzie czytaliśmy głównie poezję. Inscenizowaliśmy jakieś fragmenty poetyckie np. z „Warszawianki” czy z „Nocy Listopadowej” Stanisława Wyspiańskiego. Poza tym, ponieważ zdradzałem zdolności do satyrycznego rymowania, co ta pani Stanisława wychwyciła, więc to wszystko skończyło się na tym, że prowadziłem raz w miesiącu taki kabarecik szkolny, to się nazywało „Odkurzaczem po szkole”. Tam pisywałem do różnych znanych melodii, satyryczne kuplety, teksty na temat życia szkolnego. Naturalnie, po maturze dostałem się na wydział Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego i tam krótko, chyba po roku pobytu na tym wydziale, wciągnął mnie pewien kolega do pracy w takim studenckim klubie „Hybrydy”, który miał dwie sekcje teatralne. Jedna sekcja, to był teatr z ambicjami poważniejszymi, a druga- kabaretowa. Tą scenką kabaretową, już wtedy, kierował znany i obecnie, mój kolega z tamtych czasów- Jan Pietrzak. Natomiast ja zacząłem od tego teatrzyku dramatycznego i tam wystawiliśmy m.in. zaadaptowane na scenę fragmenty słuchowiska Dürrenmatta pt „Proces o cień osła”, gdzie odgrywałem rolę dwóch adwokatów, którzy się ze sobą kłócą. Przechodziłem z jednej strony na drugą i wygłaszałem opinie całkowicie odwrotne. Natomiast, tak naprawdę, z powodu mojego temperamentu ,właśnie satyrycznego, zainteresował mnie właśnie ten teatrzyk satyryczny i tam, to już można powiedzieć, to były moje przedstawienia. Pracowałem tam jako reżyser, robiłem przedstawienia, napisałem mnóstwo tekstów… To były zmierzchłe czasy… chyba 1962 rok. Jeden z tych programów nazywał się „Radosna gęba stabilizacji, a drugi „ Ludzie to kupią”. Potem, kiedy zdałem dyplom, już się tym nie zajmowałem, tylko innymi dziedzinami, ale może o tym powiem potem, tyle na początek…
„NATCHNIENIA MIEWAM W GODZINACH PRACY…”
Jak to jest dzisiaj, ma Pan jakieś szczególne natchnienia, czy Pan po prostu siada i pisze i powstaje tekst?
Wojciech Młynarski: No więc, to ani wczoraj, ani dzisiaj, ani jutro tak nie będzie, żeby się pisało tak specjalnie pod wpływem jakiegoś natchnienia. Oczywiście bywa ją momenty trochę lepsze i bywają momenty trochę słabsze, bywają momenty, że się ma od razu jakiś dobry pomysł, że się siada i pisze, a bywają takie też chwile, że pomysł zostaje zanotowany, a ja go sobie odkładam gdzieś na bok, a potem wracam do niego wielokrotnie i dopiero, często po jakichś kilku miesiącach, powstaje z tego jakiś tekst. Natomiast dla mnie niezmienną inspiracją do tego, co piszę, zwłaszcza jeżeli chodzi o jakieś teksty aktualne, satyryczne, to jest po prostu samo życie… To co nas otacza, to co dociera poprzez media, gazety, telewizję itd., gdzie się mogę na ten temat wypowiadać, to zabieram głos. Ale generalnie rzecz biorąc, opieram się na rzetelnej pracy. Uważam, że pomysł to jest niewiele… jakieś 10%, a resztę to trzeba usiąść i się sporo nad tą kartką nagłowić, żeby coś z tego powstało. Tak, jak słynny dramaturg Fridrich Dürrenmatt mówił, że „natchnienie miewam w godzinach pracy”, więc ja się z tym absolutnie zgadzam.
Często Pan wspomina tego dramaturga, Dürrenmatta, skąd się wzięło to zainteresowanie?
Wojciech Młynarski: On był ogromnie popularny w czasie, gdy ja zaczynałem chodzić do teatru , grano jego sztuki, takie jak „Romulus Wielki”, czy „Frank V”. Chodziliśmy na to z całą naszą klasą liceum.
MAM NATURĘ WIECZNEGO STUDENTA
Mottem naszego turnieju uczyniliśmy frazę Pana piosenki „Żal mi nadziei”: „By nie żałować wierszy niespełnionych , nie minąć nuty, która szuka słów…”. Jaki jest Pana stosunek do pracy artystycznej, życia i przemijania?
Wojciech Młynarski: To szalenie poważne pytanie… Jak by spróbować odpowiedzieć na nie najprościej… Działalność, że tak powiem, artystyczna, to nie jest coś, co jest człowiekowi dane od samego początku, tylko to jest pewien proces, który często trwa dość długo. Ja zawsze powtarzam, że na samym początku, na starcie można mieć dobre chęci, zdolności, można być pracowitym, ale coś co przesądza… to jest odrobina szczęścia, łut szczęścia, że spotkam na swojej drodze ludzi , od których się mogę jeszcze czegoś nauczyć. Mam naturę „wiecznego studenta”, i teraz po 50 latach pracy, to się nie zmieniło. Ja nadal poszukuję kogoś, od kogo się mogę nauczyć, kto mi powie coś mądrego. Czyli działalność artystyczna, to jest pewien proces, oczywiście otwarty na odbiorcę. Muszę mieć jakieś sygnały, jakiś oddźwięk, że to co robię, w ogóle ma jakiś sens… Że to co robię, się podoba, albo też nie, ale że to nie jest obojętne, bo obojętność jest najgorsza… I to właściwie, mogę powiedzieć stało się sensem mojego życia, bo to się potem bardzo rozbudowało, nie tylko poprzez pisanie, ponieważ sam te teksty wykonywałem na swoich recitalach, koncertach, potem zmieniałem formy wyrazu od, powiedzmy, jakichś piosenek, do form poważniejszych, takich jak libretta czy spektakle dramatyczne, poetyckie, który realizowałem, głownie w Warszawie, w teatrze „Ateneum”. Było tego sporo i to, no, bardzo uzupełniało mi życie, a w tej chwili, oczywiście, siłą rzeczy, znacznie zwolniłem tempo, bo w takim natężeniu, jak kiedyś, nie da się już pracować, ale jeszcze emerytem się nie czuję. Jeżeli zaś chodzi o teksty liryczne, to pisuję je na ogół na zamówienie, to znaczy, lubię wiedzieć, dla kogo piszę, kto mnie o to prosi, czy to jest na przykład Irena Santor, Alicja Majewska, czy też zupełnie ktoś nieznany, ale kto mnie zainteresował swoją propozycją, jakimiś ciekawymi aranżacjami i tak dalej… Praktycznie biorąc, siadam i dla tego kogoś piszę. A jeżeli chodzi o teksty satyryczne, to jest, jak się orientujecie, w stacji TVN taka audycja, troszkę satyryczna, która się nazywa „Szkło Kontaktowe”, emitowana jest późno wieczorem, chyba o 22.00. Są w niej komentarze, troszeczkę w krzywym zwierciadle, tego, co się głównie w polityce, w życiu społecznym dzieje. Ja mam z nimi umowę, że od czasu do czasu dostarczam im jakieś, pisane przez siebie wiersze. Być może do tych wierszyków z czasem ktoś skomponuje muzykę i powstaną wtedy moje nowe satyryczne piosenki.
DZIECIŃSTWO W KOMOROWIE
A kim pan byłby, gdyby nie pisał pan tekstów? Myślał pan kiedyś o tym?
Wojciech Młynarski: No wiesz, jak byłem małym chłopaczkiem, miałem 6 czy 7 lat, to miałem takie marzenia, że ja to może będę lotnikiem, może marynarzem, potem życie samo za mnie wybrało… A było to tak. Dorastałem kilkanaście kilometrów pod Warszawą, w miejscowości Komorów. Tam był taki spory dom, należący do rodziców mojej mamy. Moja mama była wdową, ojciec mój zmarł w czasie okupacji, dość wcześnie nas odumarł, bo ja mam jeszcze siostrę Basię. Zarówno my, jak i nasz kuzynek, mieszkaliśmy w tym domu, wypełnionym muzyką. Każdy tam na czymś grał. Przodowała w tym wszystkim siostra mojej mamy, Maria Kaczurbina i była doskonałą kompozytorką piosenek dla dzieci. Także ja, od małego chłopaka miałem kontakt z radiem, ponieważ moja mama pracowała w redakcji muzycznej w Polskim Radiu dla dzieci i młodzieży. Zabierała nas, dzieci do pracy, tworzyła z nas takie chórki, które śpiewały piosenki dla dzieci. Sama pokazywała, jak to ma wyglądać, ucząc nas w praktyce, na antenie. Ja już wtedy bardzo tym nasiąkłem i potem jeszcze, tak jak już wcześniej opowiadałem, poprzez liceum, zawsze gdzieś byłem blisko słowa śpiewanego. Co prawda, na żadnym instrumencie zawodowo nie gram, ale pisałem słowa najpierw do różnych znanych melodii, potem poznałem kilku kompozytorów, z którymi się związałem. Najbardziej jestem dumny z tego, że napisałem sporo piosenek z panem Jerzym Wasowskim z „Kabaretu Starszych Panów”, wspaniałym kompozytorem. Potem z Andrzejem Zielińskim z zespołu „Skaldowie” i mógłbym tu wymienić bardzo, bardzo wielu kompozytorów ,z którymi powstały teksty piosenek , dla wszystkich tych, którzy mnie o to prosili. Ja tak wsiąkłem w to, że właściwie, ani przez sekundę nie zadawałem sobie pytania, czy ja mógłbym robić w życiu coś innego, to było dla mnie całkowicie oczywiste.
MŁYNARSKI W BUSKU-ZDROJU
Jak ocenia Pan wokalny poziom naszego Turnieju Piosenki Satyrycznej i Lirycznej Wojciecha Młynarskiego?
Wojciech Młynarski: Wypowiadałem się już, że jestem bardzo dobrego zdania, zwłaszcza, że moje piosenki tylko pozornie są takie łatwe, a jak się je już samemu interpretuje, to okazuje się, że wychodzą różne problemy. Wczoraj te problemy też było widać, ale generalnie, co mi się podobało – bo ja zawsze zwracam na to uwagę, u amatorów, czy u zawodowców – czy rozumieją, o czym śpiewają, czy mają świadomość, o czym jest ta historia, co ona naprawdę znaczy, co ona opowiada. I z tym było bardzo dobrze, wszyscy bardzo inteligentnie interpretowali moje utwory. Nawet, gdy były jakieś niedoskonałości , co się zawsze zdarza, to z całości byłem bardzo zadowolony, a niekiedy nawet więcej niż bardzo…
Wczoraj obie z koleżanką byłyśmy konferansjerkami; czy Pan, ze swoim wieloletnim doświadczeniem scenicznym, mógłby nam udzielić kilku rad, wskazówek?
Wojciech Młynarski: Niespecjalnie… Uważam, że wszystko było przeprowadzone tak, jak przeprowadzić należy. Zapowiedzi były jasne, klarowne, nie za szybkie – to bardzo ważne, żeby dotarło do publiczności, o czym to jest. Także, tylko was mogę pochwalić. Bardzo mi się podobało!
CHĘTNIE JESZCZE POWRÓCĘ DO BUSKA…
Po wręczeniu nagród laureatom i na zakończeniu naszej imprezy, powiedział Pan „do zobaczenia”. Czy zatem możemy mieć nadzieję, że jeszcze się w Busku spotkamy?
Wojciech Młynarski: Ja w tym momencie nie mogę określić kiedy, ale myślę, że pozostaniemy w kontakcie i że to nastąpi, ponieważ ja planuję powrót na estradę, a uzależniam to tylko od tego…, powiem wam w skrócie… Dla mnie nie ma nic gorszego niż „przygrzewane” teksty satyryczne, które kiedyś może i były aktualne, ale w tej chwili już nie są. I trzeba tłumaczyć, dlaczego one były wtedy takie ostre, czego one dotykały itd. Satyra musi się tłumaczyć sama, musi być aktualna, musi dotykać czegoś, co wszystkich obchodzi. Ja pracuję nad tym, tak sobie składam pomału wszystko… i mam nadzieję, że jak uskładam i się odważę, to tutaj środowisko jest tak miłe, że się chętnie jeszcze powrócę do Buska i może się z wami spotkam ponownie…
NAJMILEJ BĘDĘ WSPOMINAŁ TĘ PEŁNĄ SALĘ…
Jakie ma Pan wspomnienia po drugim pobycie w Busku-Zdroju, zwłaszcza, że pierwsze było ponad 20 lat temu?
Wojciech Młynarski: Ale nie mogę dać słowa honoru, że tutaj byłem. Po prostu 20 lat temu byłem estradowo czynnym, że się tak wyrażę, artystą i jeździłem sporo po całej Polsce. Wydaje mi się, że w Busku wtedy byłem, chociaż ten Dom Kultury zupełnie inaczej wtedy wyglądał. Także trudno mi jest teraz porównać… Natomiast co mi się podobało wczoraj, na turnieju… Podobało mi się, że obok młodzieży, która w naturalny sposób kibicowała wam wszystkim, wykonawcom, bo to wasi koleżanki, koledzy, było jeszcze sporo ludzi troszkę starszych… Ja się dowiedziałem, że było dużo ludzi z Uzdrowiska, tych którzy spędzają tu urlop, czy się leczą. W każdym razie sala była pełna i to, co będę najmilej wspominał , to właśnie tę pełną salę i jej niekiedy bardzo dobre reakcje, które są najlepszym świadectwem na to, że to, co jest prezentowane, ma jakiś sens.
Ja byłam osobiście ciekawa, jak Pan zareagował na propozycję Pani Małgorzaty Bębenek, opiekunki naszego koła dziennikarskiego, przyjazdu na ten turniej?
Wojciech Młynarski: To była tylko kwestia znalezienia dogodnego terminu, dlatego, że w grę wchodziły sprawy zdrowotne. Ale jak wreszcie dogadaliśmy termin, to nie ulegało już kwestii, że się spotkamy. Dla mnie zawsze tego typu spotkania są okazją do różnego rodzaju obserwacji, a poza tym nie chcę popadać tutaj w taką, jak się to powiada, drętwą mowę, bo jest coś krzepiącego, bardzo pięknego w fakcie, że młodzież z takich mniejszych miast, mniejszych ośrodków, zdoła się zainteresować czymś, co wcale takie łatwe nie jest. I że da temu dowód, że jest to takie przemyślane, świetnie wykonane i ja się temu z zainteresowaniem przyglądałem.
Bardzo dziękujemy za udzielenie nam wywiadu, życzymy Panu jeszcze wielu tak wspaniałych piosenek, które tylko Pan potrafi pisać i tej jednej, jedynej, w której będziemy się mogli osobiście odnaleźć.
Wojciech Młynarski: Dziękuję bardzo, będę się starał…
Wywiad autoryzowany, przeprowadzony 30. 03. 2012 r. przez Jolantę Mazur i Agnieszkę Jop, uczennice Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Niepełnosprawnych Ruchowo w Busku-Zdroju i redaktorki w szkolnym kole dziennikarskim działającym pod opieką mgr Małgorzaty Bębenek, mgr Barbary Jaskólskiej