Z udziałem uczniów klasy II LU.
Na lekcjach języka polskiego zrodził się pomysł, aby w sposób wizualny, obrazowy i
humorystyczny powtórzyć i usystematyzować zdobyte w szkole średniej wiadomości z literatury. Ostatecznie pomysł przybrał kształt projektu klasowego, w którym każdy uczeń miał swój udział. Można było wybrać dla siebie jedną epokę literacką. Uczniowie klasy II LU szybko i sprawnie podzielili się ulubionymi epokami. Jedynie o romantyzm darli koty Karol Sasiński z Krzysztofem Baranem. Trzeba było przekonywać Karola, że Krzyśkowi do twarzy z romantyczną miłością, a do niego z kolei pasuje jak ulał właśnie dekadencki splin modernizmu (którego nikt jeszcze nie wybrał). Na szczęście Karol połknął haczyk i szybko zakopał topór wojenny. Wszyscy mieli miesiąc czasu na przygotowanie inscenizacji edukacyjnej pt. „Wędrując przez wieki w poszukiwaniu poety-artysty”. Dzięki burzy mózgów wybraliśmy najlepsze pomysły na jej realizację.
Każdy musiał wskazać w swojej epoce jednego reprezentatywnego poetę oraz nauczyć się na pamięć jego najbardziej znanego wiersza. Ale to nie wszystko. Aby móc poczuć klimat epoki, dobrze byłoby recytować poezję na tle ówczesnej muzyki. Tu przydała się konsultacja z nauczycielem, aby dowiedzieć się, jacy wielcy kompozytorzy tworzyli w poszczególnych epokach. Potem przesłuchanie na you tube paru „kawałków” i wybranie tego jednego, który pasuje do roli. Ostatecznie w nagraniu wybranych utworów muzycznych wszystkim pomocą służył pan Wojciech Jaworski opiekujący się w grupach wychowawczych salą komputerową. Ale jak wyglądać ma poeta antyczny, średniowieczny, humanista renesansowy czy szlachcic Sarmata? I znowu każdy zanurkował w Internecie poszukując w grafice Googli stroju dla swego poety. Gdy już wizja artysty przybrała konkretny kształt, przyszedł czas na kompletowanie kostiumów, co okazało się prawdziwym wyzwaniem. Szczęściem większość z nich udało się znaleźć w przepastnej szafie naszej polonistki pani Małgorzaty Bębenek. Teraz już każdy ćwiczył recytację własnego wiersza, wszystkich pochłonęła sztuka… Piotruś Zając plótł wieniec laurowy na głowę i przymierzał powłóczysty chiton, Piotr Kaczor wciskał na głowę kudłatą perukę Melpomeny, a Aneta plątała nogi w powłóczystej albie i trydenckim ornacie pożyczonym w parafii. Na próbach było tyleż śmiechu i beztroskiej radości, co mrówczej pracy nad dykcją gestem i mimiką, trzeba było się przecież wczuć w swojego poetę…
Najokazalej prezentował się chyba Marcin z sumiastym wąsem, w futrzanej czapie, w barwnym sarmackim kontuszu, z szablą przy słuckim pasie. Czuł się w tej roli jak pączek w maśle, tak też zresztą wyglądał…
Do prezentacji zostało już parę dni, klasa przygotowała zaproszenia dla Dyrekcji, nauczycieli i wychowawców, gdy nad inscenizacją zawisły czarne chmury. Karol cierpiący na chroniczny ból zębów, zdesperowany ruszył na poszukiwanie dentysty, który założy plombę na Fundusz. Było więcej niż pewne, że nie wróci tak szybko. Milena, grająca poetę średniowiecznego, rozchorowała się równie nagle. Trzeba było gonić w piętkę, szukając zastępców. Wreszcie przyszła ta wiekopomna chwila, gdy w nastrojowej scenografii Krzysztof powitał zgromadzonych na widowni gości i zainaugurował spektakl, zapraszając widzów do odgadywania nazwisk prezentowanych poetów. Kolejne epoki zmieniały się jak w kalejdoskopie. Przed każdą z nich przechadzała się w glorii i chwale Aneta w powłóczystej jedwabnej sukni niosąc przed sobą kartę z jej nazwą . Operator muzyki , kamery i fotograf mieli pełne ręce roboty. W świetle jupiterów dała o sobie jednak znać trema. Piotrek, który zastępował Karola, zapomniał zupełnie wychylić puchar przy słowach: „Choć życie nasze splunięcia niewarte, evviva l´arte!” Nie mogąc sobie tego wydarować, wtargnął jeszcze raz na scenę i wysuszył kielich do dna za zdrowie Dyrekcji, nie zważając na okrzyki reszty klasy, żeby zostawił po łyku dla nich. Z największym rozmachem odgrywał swą rolę romantyczny Krzysztof, gdy wyrzucając w górę ramiona wołał z patosem „Ja kocham cały naród!(…) Chcę go dźwignąć, uszczęśliwić, chcę nim cały świat zadziwić”. Wszyscy zresztą otrzymali rzęsiste brawa. Ostatecznie ciało pedagogiczne wyglądało na raczej usatysfakcjonowane obejrzaną „sztuką”, klasa II Lu uznała, że było cool i full wypas, a co najdziwniejsze, materiał literacki w główkach sam się jakoś poukładał…
mgr M. Bębenek